niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 15: Harry

Kiedy otworzyłam oczy pierwsze co zaatakowało moje myśli to czy Harry jest obok. Impuls. Odruch. Uniosłam się do pozycji siedzącej, czując nagły przypływ strachu. Jednak kiedy się odwróciłam i dostrzegłam go, leżącego na boku z lekko rozchylonymi ustami od razu odetchnęłam.
Czy tak od teraz będą wyglądać moje ranki? Będę bać się, że komuś z moich bliskich stanie się krzywda?
Opadłam z powrotem na poduszki w momencie, w którym Styles otworzył oczy. Zamrugał kilkakrotnie patrząc na mnie, po czym zmarszczył brwi.
– Co jest? – spytał jeszcze bardziej zachrypniętym głosem, nie zmieniając swojej pozycji.
Pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że to nic takiego. Zabawne, jak w ciągu sekundy po zobaczeniu mnie rankiem mógł już poznać, że coś jest nie tak. Westchnął pod nosem i rozciągnął się mrużąc oczy.
– Pamiętasz co ci obiecałem? – spytał, a ja od razu pokiwałam głową. – Nie rzucam słów na wiatr.
Po tych słowach wstał z łóżka, naciągając na siebie koszulkę i spodnie tak szybko, że nie byłam w stanie nawet przyjrzeć się jego nagiej posturze. Okrążył łóżko i zaskakując mnie tym całkowicie, nachylił całując delikatnie. Wplotłam dłonie w jego miękkie włosy, zatrzymując go na sekundę dłużej, nim wyszedł z pokoju zesztywniały.
Było w tym wszystkim coś tak dziwnego, a jednocześnie nie chciałam nad tym rozmyślać. Bałam się, że dojdę do wniosków, które zmienią wszystko co starałam się osiągnąć. Więc po prostu oddałam się codzienności.
Po umyciu i ubraniu się, zeszłam na dół do kuchni w której już siedzieli Ashton i Harry. Ciemny blondyn zauważył mnie jako pierwszy.  Posłał w moim kierunku pokrzepiający uśmiech, na który Styles zareagował od razu odwracając się w moim kierunku.
Chrząknęłam tylko udając się w stronę lodówki, z której wyciągnęłam jogurt. Mój żołądek wciąż był zbyt ściśnięty żebym mogła zjeść cokolwiek cięższego. Harry zgromił mnie spojrzeniem, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć Ashton wciągnął go z powrotem do dyskusji.
– Nie rób z siebie bohatera, Styles. – warknął cicho, na co ja zaczęłam bardziej przysłuchiwać się ich wymianie zdań.
– Nie widzisz, że to jedyne wyjście?
– Mogę wywieźć ciebie i Trish, znajdziemy inne miejsce. – sapnął Ashton zrezygnowany.
Harry wstał, uderzając pięścią o stół na co ja podskoczyłam. Tak właśnie wyglądało spieranie się z nim. Zawsze musiał postawić na swoim. Chciałam dowiedzieć się co planuje.
– I co? Znajdą nas tak jak znaleźli tutaj. – uniósł głos, kątem oka patrząc na mnie.  – Załatwię to sam.
Po tych słowach wyszedł z kuchni, a chwilę później obydwoje mogliśmy usłyszeć trzaskanie drzwi frontowych i dźwięk zapalanego silnika auta. Moje serce stanęło. Odłożyłam jogurt, nawet go nie próbując i zbliżyłam się do Ashtona.
Nie musiałam nic mówić, żeby wiedział na jakie pytanie oczekuję odpowiedzi.
– Pojechał do swojego ojca. – powiedział cicho, spoglądając na mnie tak, jakby bał się mojej reakcji.
Przełknęłam ślinę. Harry chciał sam rozprawić się ze swoim ojcem. To nie mogło skończyć się dobrze. Zaczęłam panikować, chodząc po pokoju jak głupia, próbując pozbierać myśli.
– Musimy tam jechać. – zażądałam.
– Nie ma mowy, Trish. – ostrzegawczy ton Ashtona sprawił, ze w moich żyłam pojawiła się irytacja.
– Zabierz mnie tam. – podeszłam do niego, starając się wyglądać tak groźnie jak tylko mogłam. Ten jedynie zaśmiał się ze smutkiem, kręcąc głową.
– Powiedział mi…
– Gówno mnie obchodzi co ci powiedział! – wybuchłam, zaskakując nie tylko jego, ale też siebie. – Wiesz, że nie zdarzy się tam nic dobrego. Musimy tam pojechać. Harry to twój przyjaciel.
Mierzyliśmy się spojrzeniami przez kilka sekund. Myślałam, że to koniec. Przegrałam i zostanę w tym domku czekając aż przyjdzie jakakolwiek wieść od Harry’ego, a w tym nie byłam dobra. Jednak Ashton odepchnął się od stolika i wyszedł z kuchni ciągnąc mnie za ramię.
– Jesteś jak dziecko. – mruknął pod nosem ubierając buty, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.

*

Po pół godzinie dotarliśmy na miejsce. Wszystko nie było już dla mnie tak nowe jak poprzedniego wieczora. Ta sama droga, ten sam budynek. Jedyne czego brakowało to ochroniarzy przed drzwiami. I właśnie ten fakt mnie zadziwił, jednak puściłam go wolno. Jedyne na czym się teraz skupiałam to Harry.
Słońce ogrzewało moja twarz, jednak już po chwili schowało się za chmurami, przez co wszystko dookoła wyglądało na ciemniejsze i straszniejsze.
Weszliśmy szybkim krokiem do budynku. Mogłam dostrzec jak Ashton wyjmuje zza paska swoich spodni z tyłu czarny przedmiot, jednak nie chciałam go widzieć. Nie chciałam jeszcze bardziej  się, komplikować tej sytuacji. Wiedziałam, że Irwin umie się tym posługiwać i nie zrobiłby czegoś nieprzemyślanego.
– Nie dziwi cię, że nie ma tu nikogo? – spytał cicho, podchodząc do lady.
Przeglądnął parę kartek, po czym biegiem udał się do windy, a ja zaraz za nim.
– Czy możliwe, że… – obserwowałam jak naciska odpowiedni przycisk, a winda rusza. – Wiedzą, że przyjdziemy?
Ashton posłał mi zdenerwowane spojrzenie, jednak nic nie powiedział. Winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły z charakterystycznym piknięciem. Moje serce waliło w piersi. Ashton wyszedł pierwszy, wolno stawiając kroki. Znajdowaliśmy się w małym korytarzyku, w którym prócz drzwi do windy znajdowały się tylko jeszcze jedne. Duże i drewniane.
Zza nich mogliśmy dosłyszeć odgłosy rozmowy. Nasłuchiwaliśmy przez chwilę, dopóki nie dobiegł nas zdenerwowany ton głosu Harry’ego. Spojrzeliśmy po sobie i Ashton powoli nacisnął mosiężna klamkę.
– Przykro mi synu. – usłyszeliśmy cichy głos. – Ale jak widać do niczego się już nie nadajesz.
Drzwi otwarły się pchnięte siłą przez Irwina. W tym samym momencie usłyszeliśmy strzał. Pierwsze co dostrzegłam to ciało bezwładnie upadające na ziemię. Harry.
Z moich ust wydał się krzyk, gdy wbiegłam do pomieszczenia. Dłoń Ashtona natychmiast owinęła się wokół mojego nadgarstka, powstrzymując mnie.
Nie do końca dotarło do mnie co tak naprawdę się działo. Mogłam tylko patrzeć na ciało Harry’ego pod którym utworzyła się plama krwi. To nie było możliwe. To nie działo się naprawdę.
Przeniosłam wzrok na starszego Styles, który oddał srebrna broń jednemu z ochroniarzy. Jego twarz nie wyrażała niczego. Wymienił kilka zdań, jakby w ogóle nas nie zauważając.
Upadłam na kolana, poddając się szlochowi wydobywającemu się z moich ust. Łzy spływały po moich policzkach, kiedy na kolanach przysunęłam się do Harry’ego. To nie mogło się tak skończyć.
Z całych sił próbowałam oszukać samą siebie. Tym razem, nie dałam rady.

Został tylko jeden rozdział + epilog. *kaszle* BEZ PRZEMOCY. ROZDZIAŁ NIE JEST SPRAWDZONY.

6 komentarzy:

  1. świetne! :)
    dzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga i mega mi się spodobał!
    pisz dalej szybciutko! :) masz talent :>
    tymczasem zapraszam do siebie http://art-of-killing.blogspot.com/
    ps. dołączam do obserwowanych i liczę na to samo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. coooo? ale jako to ????

    OdpowiedzUsuń
  3. On nie może umrzeć, zaraz sie rozpłacze.. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. nie nie nie on przeżyje nie? to nie może się tak skończyć... ale rozdział świetny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jezu on nie moze umrzeć
    Czemu na koncu kazdego ff ktore czytam ktos umiera i najczesciej to jest Harry ?!
    To sie nie moze tak skończyć
    @Faza_Bo_Hazza

    OdpowiedzUsuń
  6. No on nie może umrzeć, to się nie może tak skończyć. On mają żyć długo i szczęśliwie.

    OdpowiedzUsuń