–
Posłuchaj mnie. – jego dłoń wylądowała na moim policzku, gdy odwrócił moją
głowę tak, że byłam zmuszona wpatrywać się w jego oczy. – Obiecuję ci, że
przeżyjesz. Wrócisz do swojego codziennego życia. Odwiedzisz ojca i przyjaciół.
Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby tak się stało. Więc nie bój się i po
prostu mi zaufaj.
Nigdy w życiu nie czułam się tak, jak w
tamtym momencie. Każda emocja mieszała się ze sobą, a było ich stanowczo zbyt
wiele. Nie wiedziałam co robić. Nie potrafiłam uspokoić się na tyle, by znaleźć
jakieś sensowne rozwiązanie. A to frustrowało mnie jeszcze bardziej.
Trzymałam w dłoniach ciało Harry’ego, tak
jakby było ono moją deską ratunkową. Dłonie zaciśnięte kurczowo, a twarz ukryta
w jego piersi. Łkałam tak mocno, że po chwili zaczęła boleć mnie głowa.
To
nie jest możliwe, przekonywałam samą siebie.
Odsunęłam się od jego ciała i mogłam
poczuć, że moje dłonie są mokre. Od jego krwi. Spojrzałam na jego ojca. Jednak
czy mogłam go tak nazywać? Stary Styles obserwował mnie ze spokojem, a z jego
twarzy mogłam odczytać lekkie obrzydzenie.
I właśnie wtedy cały ten smutek, żal i
rozpacz zamieniły się w gniew. W gniew na jednego człowieka. Poderwałam się na
równe nogi, rzucając się w jego stronę z krzykiem.
– Jak mogłeś?! To twój syn!
Kiedy już prawie mogłam chwycić jego
marynarkę i ulżyć chęci pobicia go, poczułam dłonie Irwina na moich biodrach powstrzymujące
mnie. Nie ważne jak bardzo chciałam by należały one do Harry’ego, tak nie było.
Zanim mogłam jakkolwiek zareagować stało się
kilka rzeczy na raz. Drzwi od pokoju otworzyły się i pojawili się obok nas
znani mi ludzie. Liam, Zayn, Lily, Louis i dwójka chłopaków których nie do
końca kojarzyłam. Rozglądnęli się po pokoju, a kiedy dostrzegli ciało Harry’ego
ich zaciekłe miny zmieniły się w zdziwienie przemieszane z przerażaniem.
– Cieszę się, że już jesteście. – odezwał
się senior, a ja ponownie próbowałam wyrwać się z objęć Ashtona.
A oni nic nie zrobili. Jedynie stali tam,
jakby udając, że nic się nie stało. Choć przed nimi leżał ich przyjaciel.
Moje nogi ugięły się pode mną, przez co
Ashton musiał mnie podtrzymywać. Oddychałam głęboko, mając mętlik w głowie, a
szloch przemienił się w cichy płacz. Pierwsza ruszyła się Lily, której oczy
były zaszklone. Ignorując siwego starca podbiegła do Harry’ego sprawdzając jego
puls.
Gestem ręki przywołała swoich kompanów,
którzy nic nie mówiąc chwycili Harry’ego, zaczynając wynosić go z pokoju.
– Zayn, Eliot. – senior Styles powstrzymał
ich.
Oni spojrzeli tylko po sobie i nic nie
robiąc z jego srogiego tonu opuścili pomieszczenie. Lily ruszyła w stronę
starego Stylesa, u którego boku natychmiast pojawili się ochroniarze. Ashton
wykorzystał ten moment i wyciągnął mnie z pokoju.
Później wszystko działo się szybko. Ashton
krzyczał cos do Zayna. Malik tylko kiwał głową, będąc zdenerwowanym. Nigdzie
nie było ani śladu po Lily, Liamie czy Louise. Zostali w gabinecie. Wszystkie
bodźce odbierałam jakby ze spowolnieniem, wpatrując się w niesione ciało Harry’ego.
Ashton mówił coś do mnie. Potrząsnął mną parę razy przed wpakowaniem do auta.
Spojrzałam na swoje dłonie. Krew. Krew
Harry’ego.
Nie wiem kiedy znaleźliśmy się w szpitalu.
Kilku ludzi ubranych w kitle podbiegło do nas, od razu podstawiając nosze.
Zabrali go. Irwin posadził mnie na krześle, a Eliot usiadł obok. Ludzie
patrzyli na mnie dziwnie, a ja nie wiedziałam dlaczego. Jakby z przykrością i
przerażeniem.
Ashton stał pod ścianą z Zaynem i wykłócał
się z nim.
A ja wciąż płakałam, zaciskając zęby, przez
co zaczęły mnie boleć. Eliot kucnął przede mną, mówiąc coś. Szumiało mi w
uszach.
– Tam jest łazienka. – wskazał na
przeciwległą ścianę, a ja kiwnęłam głową.
Podbiegłam w jej stronę. Pachniało
cynamonem, tak potwornie, że mój żołądek przewrócił się kilka razy.
Przepchnęłam się przez dwie kobiety, zamykając w jednej z kabin. Pierwsze co
zrobiłam to odchyliłam klapę i zwymiotowałam.
Nie wiem ile klęczałam na tej zimnej
posadzce, jednak zaczęły boleć mnie kolana. Wytarłam buzię i wyszłam z kabiny
podchodząc do umywalek. Moje dłonie trzęsły się, gdy spojrzałam w lustro. Właśnie
wtedy zorientowałam się, czemu ludzie tak na mnie patrzyli.
Na policzkach i czole zasychała krew. Nie
moja. Natychmiast przypomniał mi się obraz ciała Harry’ego i mnie, wtulającej się
w nie. Moje oczy były równie czerwone jak plamy krwi. Odkręciłam kurek z ciepłą
woda i nerwowo zaczęłam zmywać krew z rąk. Szorowałam je paznokciami, aż
zrobiły się czerwone od zadrapań. Później zajęłam się twarzą.
Każdy ruch wykonywałam mechanicznie. A
kiedy doprowadziłam się do względnego porządku i upewniłam, że po krwi nie
zostało ani śladu, wyszłam na korytarz.
Po Zaynie i Eliocie nie było ani śladu.
Ashton chodził zdenerwowanym krokiem po korytarzu, a gdy mnie dostrzegł od razu
ruszył mi na spotkanie.
– Jak się czujesz? – spytał, marszcząc
brwi.
Próbowałam sama sobie odpowiedzieć na to
pytanie, jednak nie mogłam. A gdy głos odmówił mi posłuszeństwa, wzruszyłam
ramionami. Lekarz podszedł do nas i kazał czekać. Wzięli Harry’ego na blok
operacyjny.
Oboje zajęliśmy miejsca na czarnych, plastikowych
i niewygodnych krzesłach. A czas mijał. Na dworze zrobiło się ciemno.
Wpatrywałam się tępo we wskazówki zegara. Co jakiś czas nie byłam w stanie
powstrzymywać łez i płakałam bezgłośne. Po to, by na nowo otrzeć twarz i
uspokoić się. A tak na zmianę. Po czterech godzinach ten sam lekarz wyszedł do
nas ponownie.
Wstałam tak gwałtownie, że krzesło za mną
omal się nie przewróciło. Dopiero w tamtym momencie doszło do mnie, że może
jest jeszcze nadzieja.
– Udało nam się doprowadzić go do
stabilnego stanu. – zaczął lekarz niepewnie. – Jednak nie jest wiadome jak
długo ten stan się utrzyma. W każdej chwili jego organizm może przestać
walczyć. Na razie jest w śpiączce, nie wiadomo na jak długo. Jedyne co możemy
zrobić, to czekać.
Później wspomniał o tym, że można wejść do
niego na salę, przez co wszystko inne przestało mieć dla mnie znaczenie. Wziął
Ashtona na bok i zdążyłam usłyszeć tylko, że zaczęli rozmowę o postrzale.
– Moim obowiązkiem, jest to zgłosić…
Spojrzałam na Irwina, a ten tylko ponaglił
mnie, żebym ruszyła do Harry’ego. Nie czułam jednak szczęścia, choć pojawiło się
we mnie światełko, że może z tego
wyjdzie. Jednak mina doktora i jego słowa wcale mnie nie uspokoiły.
Ignorując nachalną pielęgniarkę ruszyłam wzdłuż
korytarza. Kiedy ujrzałam nad drzwiami numer dwieście pięćdziesiąt osiem, bez
zawahania weszłam do środka.
Pomieszczenie było sterylnie białe, tak jak
zresztą każdy szczegół w nim. Do moich uszu od razu dotarło miarowe pikanie,
które było o wiele wolniejsze od bicia mojego własnego serca. Po lewej stronie
znajdowało się łóżko, a w nim leżał Harry.
Miał zamknięte oczy, a kolor jego skóry
niemal zlewał się z kolorem poduszki. Loki kontrastowały leżąc na poduszczę.
Ani śladu krwi, czy ran. Przykryty po szyje kołdrą zdawał się po prostu spać.
Zajęłam krzesło postawione przy łóżku, od
razu chwytając jego dłoń.
– Jest tak wiele rzeczy, które chciałabym
ci powiedzieć. – zaczęłam cicho.
*
Moja codzienność zmieniła się diametralnie.
Starałam się nie opuszczać Harry’ego i przesiadywałam w jego sali całymi dniami
i nocami. Któregoś razu, kiedy po raz kolejny zostałam po godzinach odwiedzin,
pielęgniarka zwróciła mi uwagę. Zaskoczyłam
sama siebie, kiedy zaczęłam się z nią wykłócać. Wezwała ordynatora, który
widząc całą sytuacje pozwolił mi zostać, tak, że nie musiałam przejmować się już
godzinami.
Piąta rano zlewała się z piątą wieczorem.
Nie wiedziałam jak mam reagować na stan Harry’ego. Nie umarł, ale się nie
wybudził. Tyle sprzeczności. Odwiedzali go wszyscy. Ci których znałam i ci
których dopiero poznawałam.
– Rano przyszedł Ashton. – powiedziałam,
rozpoczynając swój kolejny monolog do Harry’ego. – Powiedział, że twój ojciec
nie żyje. Nie chciał zdradzać mi szczegółów. Czy to źle, że ta wiadomość w jakimś
sensie mnie ucieszyła?
Mówiłam o tym, o czym przeczytałam w porannej
gazecie. O niezwykle paskudnej kawie w kafejce na dole. O Percym, którego
złapała policja za handel narkotykami i posiadanie broni. O tym, że wszystko
zaczęło się układać i do szczęścia brakuje mi tylko jego.
– Żałuję, że wtedy wyjechałam. – zamknęłam oczy,
układając swoją głowę na jego boku. – Cały czas zastanawiam się, jakby potoczyły
się nasze życia, gdybym została. Miałeś mi to za złe, tak bardzo. Rozumiałam
to, całkowicie. Sama bym siebie znienawidziła. – zrobiłam przerwę, śmiejąc się
nerwowo.
– Ale wiedziałam, że zrobiłbyś wszystko by
mnie ochronić. A teraz leżysz tutaj i niewiadomo, czy kiedykolwiek się
obudzisz. Zrobiłeś wszystko, tak jak obiecywałeś. – uniosłam głowę, wpatrując
się w jego twarz. W pokoju panował półmrok, a jedyne światło rzucała lampka
nocna. – Kocham cię Harry, nigdy nie przestałam. Nie ważne jak bardzo chciałam
oszukać siebie i ciebie. I wiem, że ty też mnie kochasz. Kiedy się obudzisz,
nawet nie myśl, że odstawię cię na krok. – zaśmiałam się po raz kolejny. – Nie
zostawię cię już nigdy. Tylko proszę, ty też mnie nie zostawiaj.
Jak zawsze swietny rozdzial!!! Mam nadzieje ze Harry sie w koncu obudzi i wszystko bedzie dobrze... Żucze weny oraz z niecierpliwoscia czekam na jutrzejszy rozdzial!!! <3
OdpowiedzUsuńcudnowny i wzruszający rozdział
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że H się obudzi
Jeżeli Harry się nie obudzi to chyba sobie coś zrobię... nie nie nie on MUSI się obudzić. Życzę dobrej weny <3
OdpowiedzUsuńObudzi sie :)
OdpowiedzUsuńOoo jejku te dwa rozdziały to miazga! Harry musi się obudzić! *.*
OdpowiedzUsuńO boże jaki wzruszający rozdział :* on musi się obudzić :*
OdpowiedzUsuńJezu tak bardzo rycze
OdpowiedzUsuńNiech on sie obudzi
Moje serce pęka
@Faza_Bo_Hazza
o boże :o
OdpowiedzUsuńdlaczego to zrobiłaś? taki smutny :(
genialny!
powodzenia życzę i weny <3
http://art-of-killing.blogspot.com/