Kiedy
otworzyłam oczy pierwsze co zaatakowało moje myśli to czy Harry jest obok.
Impuls. Odruch. Uniosłam się do pozycji siedzącej, czując nagły przypływ
strachu. Jednak kiedy się odwróciłam i dostrzegłam go, leżącego na boku z lekko
rozchylonymi ustami od razu odetchnęłam.
Czy tak od
teraz będą wyglądać moje ranki? Będę bać się, że komuś z moich bliskich stanie się
krzywda?
Opadłam z
powrotem na poduszki w momencie, w którym Styles otworzył oczy. Zamrugał
kilkakrotnie patrząc na mnie, po czym zmarszczył brwi.
– Co jest? –
spytał jeszcze bardziej zachrypniętym głosem, nie zmieniając swojej pozycji.
Pokręciłam
głową, dając mu do zrozumienia, że to nic takiego. Zabawne, jak w ciągu sekundy
po zobaczeniu mnie rankiem mógł już poznać, że coś jest nie tak. Westchnął pod
nosem i rozciągnął się mrużąc oczy.
– Pamiętasz co
ci obiecałem? – spytał, a ja od razu pokiwałam głową. – Nie rzucam słów na
wiatr.
Po tych
słowach wstał z łóżka, naciągając na siebie koszulkę i spodnie tak szybko, że
nie byłam w stanie nawet przyjrzeć się jego nagiej posturze. Okrążył łóżko i
zaskakując mnie tym całkowicie, nachylił całując delikatnie. Wplotłam dłonie w
jego miękkie włosy, zatrzymując go na sekundę dłużej, nim wyszedł z pokoju
zesztywniały.
Było w tym
wszystkim coś tak dziwnego, a jednocześnie nie chciałam nad tym rozmyślać.
Bałam się, że dojdę do wniosków, które zmienią wszystko co starałam się
osiągnąć. Więc po prostu oddałam się codzienności.
Po umyciu i ubraniu
się, zeszłam na dół do kuchni w której już siedzieli Ashton i Harry. Ciemny
blondyn zauważył mnie jako pierwszy. Posłał w moim kierunku pokrzepiający uśmiech,
na który Styles zareagował od razu odwracając się w moim kierunku.
Chrząknęłam
tylko udając się w stronę lodówki, z której wyciągnęłam jogurt. Mój żołądek
wciąż był zbyt ściśnięty żebym mogła zjeść cokolwiek cięższego. Harry zgromił
mnie spojrzeniem, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć Ashton wciągnął go z
powrotem do dyskusji.
– Nie rób z
siebie bohatera, Styles. – warknął cicho, na co ja zaczęłam bardziej przysłuchiwać
się ich wymianie zdań.
– Nie widzisz,
że to jedyne wyjście?
– Mogę wywieźć
ciebie i Trish, znajdziemy inne miejsce. – sapnął Ashton zrezygnowany.
Harry wstał, uderzając
pięścią o stół na co ja podskoczyłam. Tak właśnie wyglądało spieranie się z
nim. Zawsze musiał postawić na swoim. Chciałam dowiedzieć się co planuje.
– I co? Znajdą
nas tak jak znaleźli tutaj. – uniósł głos, kątem oka patrząc na mnie. – Załatwię to sam.
Po tych
słowach wyszedł z kuchni, a chwilę później obydwoje mogliśmy usłyszeć
trzaskanie drzwi frontowych i dźwięk zapalanego silnika auta. Moje serce stanęło.
Odłożyłam jogurt, nawet go nie próbując i zbliżyłam się do Ashtona.
Nie musiałam
nic mówić, żeby wiedział na jakie pytanie oczekuję odpowiedzi.
– Pojechał do
swojego ojca. – powiedział cicho, spoglądając na mnie tak, jakby bał się mojej
reakcji.
Przełknęłam
ślinę. Harry chciał sam rozprawić się ze swoim ojcem. To nie mogło skończyć się
dobrze. Zaczęłam panikować, chodząc po pokoju jak głupia, próbując pozbierać
myśli.
– Musimy tam
jechać. – zażądałam.
– Nie ma mowy,
Trish. – ostrzegawczy ton Ashtona sprawił, ze w moich żyłam pojawiła się
irytacja.
– Zabierz mnie
tam. – podeszłam do niego, starając się wyglądać tak groźnie jak tylko mogłam. Ten
jedynie zaśmiał się ze smutkiem, kręcąc głową.
– Powiedział
mi…
– Gówno mnie
obchodzi co ci powiedział! – wybuchłam, zaskakując nie tylko jego, ale też
siebie. – Wiesz, że nie zdarzy się tam nic dobrego. Musimy tam pojechać. Harry
to twój przyjaciel.
Mierzyliśmy
się spojrzeniami przez kilka sekund. Myślałam, że to koniec. Przegrałam i
zostanę w tym domku czekając aż przyjdzie jakakolwiek wieść od Harry’ego, a w
tym nie byłam dobra. Jednak Ashton odepchnął się od stolika i wyszedł z kuchni
ciągnąc mnie za ramię.
– Jesteś jak
dziecko. – mruknął pod nosem ubierając buty, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
*
Po pół
godzinie dotarliśmy na miejsce. Wszystko nie było już dla mnie tak nowe jak
poprzedniego wieczora. Ta sama droga, ten sam budynek. Jedyne czego brakowało
to ochroniarzy przed drzwiami. I właśnie ten fakt mnie zadziwił, jednak puściłam
go wolno. Jedyne na czym się teraz skupiałam to Harry.
Słońce ogrzewało
moja twarz, jednak już po chwili schowało się za chmurami, przez co wszystko
dookoła wyglądało na ciemniejsze i straszniejsze.
Weszliśmy szybkim
krokiem do budynku. Mogłam dostrzec jak Ashton wyjmuje zza paska swoich spodni
z tyłu czarny przedmiot, jednak nie chciałam go widzieć. Nie chciałam jeszcze
bardziej się, komplikować tej sytuacji.
Wiedziałam, że Irwin umie się tym posługiwać i nie zrobiłby czegoś
nieprzemyślanego.
– Nie dziwi
cię, że nie ma tu nikogo? – spytał cicho, podchodząc do lady.
Przeglądnął parę
kartek, po czym biegiem udał się do windy, a ja zaraz za nim.
– Czy możliwe,
że… – obserwowałam jak naciska odpowiedni przycisk, a winda rusza. – Wiedzą, że
przyjdziemy?
Ashton posłał
mi zdenerwowane spojrzenie, jednak nic nie powiedział. Winda zatrzymała się, a
drzwi otworzyły z charakterystycznym piknięciem. Moje serce waliło w piersi.
Ashton wyszedł pierwszy, wolno stawiając kroki. Znajdowaliśmy się w małym
korytarzyku, w którym prócz drzwi do windy znajdowały się tylko jeszcze jedne.
Duże i drewniane.
Zza nich mogliśmy
dosłyszeć odgłosy rozmowy. Nasłuchiwaliśmy przez chwilę, dopóki nie dobiegł nas
zdenerwowany ton głosu Harry’ego. Spojrzeliśmy po sobie i Ashton powoli nacisnął
mosiężna klamkę.
– Przykro mi
synu. – usłyszeliśmy cichy głos. – Ale jak widać do niczego się już nie
nadajesz.
Drzwi otwarły się
pchnięte siłą przez Irwina. W tym samym momencie usłyszeliśmy strzał. Pierwsze
co dostrzegłam to ciało bezwładnie upadające na ziemię. Harry.
Z moich ust
wydał się krzyk, gdy wbiegłam do pomieszczenia. Dłoń Ashtona natychmiast
owinęła się wokół mojego nadgarstka, powstrzymując mnie.
Nie do końca
dotarło do mnie co tak naprawdę się działo. Mogłam tylko patrzeć na ciało Harry’ego
pod którym utworzyła się plama krwi. To nie było możliwe. To nie działo się
naprawdę.
Przeniosłam
wzrok na starszego Styles, który oddał srebrna broń jednemu z ochroniarzy. Jego
twarz nie wyrażała niczego. Wymienił kilka zdań, jakby w ogóle nas nie zauważając.
Upadłam na
kolana, poddając się szlochowi wydobywającemu się z moich ust. Łzy spływały po
moich policzkach, kiedy na kolanach przysunęłam się do Harry’ego. To nie mogło
się tak skończyć.
Z całych sił
próbowałam oszukać samą siebie. Tym razem, nie dałam rady.
Został tylko jeden rozdział + epilog. *kaszle* BEZ PRZEMOCY. ROZDZIAŁ NIE JEST SPRAWDZONY.
świetne! :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj zaczęłam czytać twojego bloga i mega mi się spodobał!
pisz dalej szybciutko! :) masz talent :>
tymczasem zapraszam do siebie http://art-of-killing.blogspot.com/
ps. dołączam do obserwowanych i liczę na to samo:)
coooo? ale jako to ????
OdpowiedzUsuńOn nie może umrzeć, zaraz sie rozpłacze.. :(
OdpowiedzUsuńnie nie nie on przeżyje nie? to nie może się tak skończyć... ale rozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńNie jezu on nie moze umrzeć
OdpowiedzUsuńCzemu na koncu kazdego ff ktore czytam ktos umiera i najczesciej to jest Harry ?!
To sie nie moze tak skończyć
@Faza_Bo_Hazza
No on nie może umrzeć, to się nie może tak skończyć. On mają żyć długo i szczęśliwie.
OdpowiedzUsuń