rozdział nie sprawdzony :O zapraszam na moje tłumaczenie ff o Harrym: http://ecstasy-fanfiction.blogspot.com/
Dostałam się na spotkanie z ojcem Harry’ego
przewieziona przez Percy’ego.
W aucie, o dziwo, wcale nie czułam się jak
więzień. Ani Percy, ani dwójka nieznanych mi mężczyzn nie odezwali się do mnie,
nie spojrzeli w moja stronę i trzymali się na boku. Było to dla mnie
zaskoczeniem, ponieważ to chyba właśnie samej podróży obawiałam się
najbardziej. Cóż, do czasu, gdy auto nie zatrzymało się pod wielkim, szklanym
budynkiem centrum miasta.
Samo miejsce mnie zaskoczyło. Spodziewałam
się ukrytego gdzieś, Bóg wie gdzie, domu. Pod latarnią jest zawsze najciemniej.
Wysiadłam z auta, w momencie, gdy Percy
zrobił to samo. Nic nie mówiąc ruszył przed siebie, a ja byłam zmuszona podążyć
za nim. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy stojący przy windzie ochroniarz
skinął mu głową, niczym poddany swojemu władcy, oraz podał mu czarną, papierową
torbę z jakimś srebrnym napisem.
Percy odebrał ją od niego, po czym pokazał
mi gestem dłoni, żebym weszła do windy, co uczyniłam. Nie zdążyłam nawet
rozglądnąć się po eleganckim wnętrzu recepcji. Podał mi torbę, a ja
zmarszczyłam brwi.
– Przebierzesz się w to na górze. Chyba nie
miałaś zamiaru zjeść kolacji z szefem w takim stroju. – spojrzał na mnie,
unosząc brwi, a ja przechwyciłam torbę, nie zaglądając do środka. Kolacji? To
miało być jedynie spotkanie, tymczasem robi się coraz dziwniej.
Jego zachowanie, pozbawione jakichkolwiek
nieufnych ruchów mnie uspokajało. A to zaczynało mnie przerażać. Stanęliśmy na
piętrze czterdziestym. Drzwi windy otworzyły się. Za nimi stał kolejny
ochroniarz, który natychmiast otworzył wielkie drzwi prowadzące do
przestronnego pomieszczenia.
– Masz dziesięć minut. – mruknął Percy,
stając przy mężczyźnie garniturze. Weszłam do pomieszczenia, drzwi zamknęły się
za mną, a ja wreszcie wypuściłam głęboki oddech.
Pokój utrzymany był w odcieniach brązu,
rozświetlony tysiącami okrągłych lampek zwisających na sznurkach z sufitu. Przy
jednej ze ścian znajdowało się wielkie, prostokątne lustro. Przy nim mały
stoliczek, na którym stał wazon z tulipanami. Prócz tego pomieszczenie było
zwyczajnie puste.
Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Wyglądałam
dość specyficznie. Moje policzki były zaczerwienione, a oczy błyszczały. To
zapewne było spowodowane stresem. Włosy odstawały mi we wszystkie strony i
byłam wdzięczna za to, że miałam gumkę na swoim nadgarstku.
Szybko ściągnęłam z siebie stare dżinsy i
bluzę, po czym zostając w samej bieliźnie wyjęłam z torby sukienkę. Zatkało
mnie. Materiał był miękki i przyjemne w dotyku. Cała sukienka była długa,
zapewne sięgała do siebie. Gorset zdobiły srebrne kryształy, a od pasa
odchodził luźno lekki, błękitny materiał.
Powoli ubrałam ja na siebie, zaskoczona
tym, że idealnie pasowała. Z przodu była lekko krótsza, odsłaniając moje
tenisówki, a z tyłu sunęła po ziemi. Ubłocone buty również zdjęłam, jednym
szybkim ruchem, dostrzegając, że w torbie znajdowały się również srebrne
szpilki. Cholera, czy kiedykolwiek byłam tak wystrojona?
Włosy szybko spięłam w wysokiego koka,
uwalniając jedynie pojedyncze, falowane pasma. O wiele lepiej. Po raz pierwszy
podobałam się sobie bez makijażu, a to zapewne było sprawą tej pięknej kreacji.
Drzwi otworzyły się i wyglądnął zza nich
ten sam ochroniarz którego widziałam wcześniej.
– Panienka pozwoli za mną. – powiedział
miło, a ja uniosłam brwi. Zdecydowanie spodziewałam się czegoś zupełnie innego.
Kiwnęłam głowa i ruszając w jego
stronę. Rzeczy zostawiłam za sobą. Oboje
wsiedliśmy do windy, a on klikał guzik z numerem 74. Cholera, wysoko.
– To prezent od seniora Stylesa. – mruknął,
kiwając w moją stronę. Domyśliłam się, że chodzi mu o sukienkę. Chrząknęłam.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
Kiwnął głową, prostując się.
Kiedy dotarliśmy na wskazane piętro, drzwi
się otworzyły.
– Senior Styles czeka na panienkę na
balkonie. – po tych słowach rozpłynął się gdzieś, a ja zostałam sama.
Znajdowałam się w długim korytarzu,
utrzymanym w kremowych odcieniach bieli. Na jego końcu rozwidlał się na większa
przestrzeń i właśnie tam mogłam dostrzec wyjście na balkon. Moje obcasy wydawały
dźwięk z każdym krokiem, a moje zdenerwowanie rosło.
Morderca twojej matki, powtarzałam w
myślach, brutalny i popierdolony mężczyzna który znęcał się nad własną rodziną.
Minęłam szklane drzwi i już znajdowałam się
na balkonie.
Zimny wiatr owiał mnie, przez co od razu
poczułam gęsią skórkę. Niemal natychmiast zignorowałam to uczucie, dostrzegając
okrągły stolik przykryty czerwonym obrusem i siedzącego przy nim mężczyznę w
garniturze. Od razu wstał, a ja niepewnie ruszyłam w jego stronę. Już nie było
odwrotu.
Sama w sobie nie mogłam uwierzyć, że po tym
wszystkim spotykam go. Seniora Stylesa.
Był wysokim, barczystym mężczyzną o szarych włosach i siwej brodzie. Miał na
sobie dopasowany, biały garnitur i czerwony krawat. Gdy ponownie spojrzałam na
jego twarz uśmiechnął się. A moje serce stanęło w miejscu na chwilę lub dwie,
gdy dostrzegłam podobieństwo, tak wielkie, między nim i Harrym. Zielone oczy i
ten typowy uśmiech, jakby wyćwiczony. Dokładnie tak wspominałam Harry’ego
podczas naszego pierwszego spotkania.
– To zaszczyt wreszcie cię poznać, Trish. –
wystawił w moim kierunku dłoń, a ja niepewnie podałam mu swoją. Uniósł ją i pocałował
delikatnie. Mogłam dostrzec zmarszczki pojawiające się przy jego oczach.
– Chciałabym móc powiedzieć to samo. – powiedziałam
poważnym tonem, a on uniósł brwi pogłębiając uśmiech.
– Widzę, że nie pałasz do mnie szczególnym
uczuciem. – minął mnie, odsuwając krzesło po drugiej stronie stolika i dając mi
znak, bym usiadła. Tak też zrobiłam. – Postaram się to zmienić.
– Dziwi mi się pan? – chrząknęłam, a on
zajął swoje miejsce.
Pokręcił głową, jakby rozbawiony, unosząc
dłoń i wołając kelnera, który napełnił nasze kieliszki czerwoną cieczą, chwilę
później przynosząc przystawkę. Krewetki wyłożone i udekorowane tak, że słabo mi
się robi na myśl ile jeden talerz tego smakołyku mógł kosztować.
– Proszę, mów mi Wayne. – po raz kolejne
dał mi dostrzec ten uśmiech. Ten, przez który czuję się sztucznie i nie na
miejscu.
– Panie Styles. – zaakcentowałam, splatając
dłonie na stole. – Z całym szacunkiem, chciałabym dowiedzieć się czego pan ode
mnie żąda.
Zmierzył mnie spojrzeniem pełnym czegoś,
czego nie mogłam odczytać, po czym zaciska dłonie. Czyżby tak jak jego syn miał
problemy z opanowaniem gniewu?
– Tak niecierpliwa. – westchnął, zaczynając
jeść krewetki, uprzednio starannie układając chustę na swoich kolanach.
Mimo tego, że odczuwałam głód nie mam
zamiaru sięgać po jedzenie.
– Nie jesteś głodna? – spytał po kilku
minutach i skończonym posiłku. Nie odpowiedziałam, wpatrując się w niego
rozeźlonym spojrzeniem. Gdy widziałam jego spokój i opanowanie miałam ochotę skręcić
mu kark.
– Rozumiem…
– Nie wydaje mi się, by pan rozumiał. –
warknęłam, nie wybuchając gniewem. – Doskonale wiem kim pan jest i co pan
zrobił. Przez pana zginęła moja matka, a mój ojciec się pogrążył. Znęcał się
pan nad swoją rodziną, a przez ostatnie tygodnie nasyłał na mnie swoich ludzi,
chcąc mojej śmierci. Może od razu wyceluje pan we mnie swoją bronią, żeby
pozbyć się problemu? Jeśli nie masz zamiaru powiedzieć czego ode mnie chcesz,
nie widzę potrzeby, żebym dłużej tutaj przebywała. – po raz pierwszy zwróciłam
się do niego nieoficjalnym tonem.
Nastała cisza. Przyglądał mi się z powagą,
opierając brodę o splecione dłonie. Odliczyłam do dziesięciu. Kiedy skończyłam
wstałam, odsuwając z piskiem krzesło. I właśnie wtedy chwycił moją dłoń.
– Siadaj. – rozkazał władczym tonem, a ja
przez chwilę się wahałam. Jednak koniec końców zrobiłam to czego chciał.
– Masz cięty język, jak na kogoś takiego
jak ty. – uśmiechnął się ironicznie. – Naprawdę nie wiem jak mój syn z tobą
wytrzymywał. Cóż, jednak zdaję sobie sprawę dlaczego się w tobie zauroczył. Nie
rozumiem jednak czemu był na tyle głupi, żeby dla ciebie poświęcić wszystko.
Nie mam zamiaru cię zabijać kochana, przynajmniej nie teraz. Chcesz znać
odpowiedzi.
Przerwał na chwilę.
– Osłabiasz go. A to nie jest dobre. –
oskarżycielski ton zjeżył włos na moim karku. – Nie wiem dlaczego uważa cie za
tak wyjątkową. W każdym razie on nie może być z tobą. Musi być silny. A oboje
doskonale wiemy, że z własnej woli cię nie zostawi. Nawet kiedy ty zostawiłaś
jego, ten był na tyle ślepo zakochany, że podążał za tobą krok w krok. A ja nie
mogłem tego znieść, więc zdecydowałem, że się ciebie pozbędę. Tylko nie
myślałem, że mój syn posunie się aż tak daleko by cie ochronić.
Przełknęłam ślinę, dopiero wtedy czując jak
bardzo zdenerwowana byłam. Moje dłonie trzęsły się.
– Ma prawo robić to co chce, nie to co jest
mu nakazane. – mruknęłam, nie łamiąc naszego kontaktu wzrokowego.
– Mylisz się. – uśmiechnął się ironicznie. –
On nie ma żadnych praw.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału xD
OdpowiedzUsuńJest :D Doczekałam się :) Superrrrrr:D czekam na next
OdpowiedzUsuńRozdział super. Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńO jejku :o cudowny!
OdpowiedzUsuńswietny! ❤
OdpowiedzUsuńAaaaa!!! Boski ja chce więcej !!^^
OdpowiedzUsuń♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńszczerze to troche juz nie rozumiem co on moze chciec od niej.... ale rozdzial jest i tak genialny!!! (jak zawsze) zycze duzo weny oraz z coraz wieksza niecierpliwoscia czekam na nexta!! <3
OdpowiedzUsuńO jprdl tego sie nie spodziewałam
OdpowiedzUsuńChce juz next
Cudo
Kocham xx
@Faza_Bo_Hazza
25 years old Information Systems Manager Rycca McFall, hailing from Cookshire enjoys watching movies like Tattooed Life (Irezumi ichidai) and Taxidermy. Took a trip to Barcelona and drives a Mercedes-Benz 540K Spezial Roadster. Kliknij ten link
OdpowiedzUsuńprawnicy rzeszow
OdpowiedzUsuń